wtorek, 13 listopada 2012

 
 
 
A w międzyczasie trzeba podkarmić moje skarby, więc jedna z moich pasji czyli gotowanie a w tym przypadku bardziej pieczenie. Bo zamarzyły nam się gofry. A dla przypomnienia wiosny , ciepła i słonka mus z mrożonych truskawek

Pierwsze troszkę nieudane, ale z goframi jest tak jak z naleśnikami, że pierwsze wychodzą nieudane, ale następne zawsze są lepsze

A tutaj komin dla mojej młodszej. Zrobiony  jeszcze przed niebieskim szalikiem, ale jakoś słabo się przypominał i dlatego dopiero teraz się zaprezentuje.


 
komin robiony do berecika koloru szarego i dlatego musiał być kolorowy.

niedziela, 14 października 2012

Jak się domyślałam, robienie szalika z włóczki tej grubości poszło szybko. Tak więc szaliczek już gotowy i prosto i jeszcze ciepły od razu został uprowadzony przez swoją prawowitą właścicielkę. Ta oczywiście niezmiernie zadowolona jak widać zresztą na załączonym zdjęciu







czyżby pod szaliczkiem krył się łobuzerski uśmiech?

wtorek, 9 października 2012

No i już po stresie, no przynajmniej w pewnym stopniu. Bo test już za mną, ale egzamin niestety jeszcze raz trzeba będzie zdawać. Ale i tak jestem z siebie zadowolona, bo myślałam, że będzie znacznie gorzej. A w ramach odreagowania cóż by mogło być innego jak dzierganie...?
Tak więc wczoraj moja najstarsza córa Kasia wyciągnęła mnie do pasmanterii po włóczkę na wymarzony ciepły szalik. Zimy wprawdzie jeszcze nie widać, ale ponieważ szalik ma być mega dłuuugi, to najwyższa pora, by go zacząć
Włóczka miała być niebieska z naciskiem na jasna, jednak w końcu stanęło na kolorze moim zdaniem chaberkowym (całkiem zresztą ładnym)
 


 
włóczka jest dość gruba więc szybko się z niej robi, a przy tym jest w 100 % akrylowa co jest ważne  ze względu na skłonności do uczuleń mojej córy.

Nie mogłam się powstrzymać przed pokazaniem kotka, którego moja córka zrobiła w ciągu jednego wieczoru, kiedy miała chandrę przed klasówką (tak więc jak widać odreagowywanie stresu w ten sposób jest dziedziczne)
 
Na zdjęciu ciężko uchwycić wygląd tego słodkiego kotka, bo zrobiony jest z bardzo włochatej włoczki, ale czyż nie jest śliczny?


czwartek, 27 września 2012

I znów nie mam czasu, żeby wrzucić coś nowego. A powodów jest dużo, a najważniejszy to ten, że lada moment egzamin na prawo jazdy więc każdą wolną chwilę wykorzystuję na naukę. Jutro egzamin wewnętrzny... Już się martwię, chociaż nie tak bardzo jak tym konkretnym. Testy szły wprawdzie opornie na początku, ale pewnie dlatego, że i czasu nie miałam zbyt dużo na porządne przyłożenie się do nich. Bo jak to z dziećmi... Początek roku szkolnego, więc zakupy jeszcze , a to coś by się zjadło dobrego...
A propos tego ostatniego to wczoraj wymarzyły sobie pizzę domowej roboty i cóż było robić. Zakasałam rękawy i do dzieła. Oczywiście dla moich łakomczuchów jedna to za mało, więc a co mi tam szkodzi machnęłam od razu dwie

 A teraz do pieca na trzy zdrowaśki i czekamy...
 No i proszę , już jest jedzonko...

 



































Po obiadku miał być krótki odpoczynek, ale zrobił się bardzo króciutki bo mój małżonek przytargał do domu nie za duże i nie za małe wiadereczko z taką oto zawartością :




czyż nie są śliczne






Tak więc popijając sobie poobiednią kawkę zabrałam się za obieranie grzybków. I tu niespodzianka... dołączyła moja najstarsza córa ( o kurcze nie spodziewałam się tego po niej,  tym bardziej że to w większości maślaki ) i zaoferowała swoją pomoc. W pierwszej chwili pomyślałam,oho pewnie ma jakiś interes do mnie, ale nie . Stwierdziła bowiem, że i tak niedługo idzie na dyskotekę inaugurującą pierwszy rok w gimnazjum czyli coś jakby ,,kocenie", więc na razie nie opłaca jej się zasiadać do lekcji. No i obieranie poszło szybciuteńko, grzybki grzecznie powędrowały na suszarkę, córcia do szkoły, a ja  do testów.


wtorek, 25 września 2012

Lato wprawdzie się skończyło, ale jeszcze  trzeba korzystać z tego co daje natura. A daje np.: pyszne jabłuszka, które doskonale nadają się do ciasteczek. A jak ciasteczka to oczywiście mali pomocnicy. Dla nich to wspaniała frajda taka pomoc, a dla mnie mnóstwo przyjemności z obserwacji i troszkę mniej pracy ?... Ale za to ten czas spędzony z dziećmi...bezcenny.





 
Ciasteczka dodatkowo nazywają się bardzo atrakcyjnie, a mianowicie ,,Żabie mordki". A i znikają dość szybko ... jak to na ciasteczka przystało.


A tak na marginesie okazuje się,że pomagając mamie w kuchni można pod jej nieuwagę zademonstrować swoje zdolności plastyczne. I tak zamiast kotletów sojowych pojawił nam się całkiem ciekawy stworek. Co to jest konkretnie? Na to pytanie odpowiedzią mojej córki Kasi było rozbawienie na jej buźce...
Tak więc nie wiadomo co to jest, a wygląda tak.



niedziela, 23 września 2012

Obiecałam sobie, że nie będzie długiej przerwy, ale cóż poradzić. Przerwa się zrobila ...i to całkiem spora.  Ale to wcale nie znaczy, że w tym czasie nic się nie działo. A jakże działo się i to całkiem sporo.
Zaraz po sezonie jagodowym nastał czas innych sezonowych owoców i pakowania ich ,a to do brzuszków, a to do słoiczków. No i jeszcze pogoda ... Oczywiście niesprzyjająca temu , by w wolnych chwilach siedzieć w domu z robótką w ręku. Ale jak wiadomo wyjątki się zdarzają więc i w tym przypadku: w czasie deszczu dzieci się nudzą..., ale mamy niekoniecznie .I tak właśnie w ramach tego nie nudzenia się zaczęła powstawać niewielka serweteczka z elementów:



piątek, 13 lipca 2012

Uwielbiam lato! (oprócz upałów takich jak ostatnio). Lipiec od zawsze kojarzy mi się wakacjami spędzanymi na wsi u mojej kochanej babci. Zapach łąk i szum drzew...  Odkąd pamiętam początek wakacji zawsze tam się zaczynał. Po całym roku spędzonym w bloku miło jest znów choć na chwilę przenieść się znów do tego świata. I oczywiście żeby tradycji stało się zadość to ...na jagody.




 

 Już sobie wyobrażam radość dzieci kiedy wrócę z pełnym wiadereczkiem do domu



 I oczywiście do garnka ...


 
Potem do słoików , a potem ...do brzuszka oczywiście!.mniam...

niedziela, 1 lipca 2012

Jak pisałam bardzo lubię szukać nowych pomysłów , lubię też uczyć się nowych rzeczy. Dlatego, gdy zapoznałam się z techniką robótek na czółenku, zamarzyłam o serwecie na mój okrągły stolik. Nie miałam jeszcze wprawy w koronce czółenkowej dlatego zdecydowałam się na wzór z elementów. Wzorowałam się na schemacie zamieszczonym w miesięczniku Moje robótki nr 2/2005 autorstwa p. Jana Stawasza. zdjęcie 16 na stronie  http://frywolitka.slupsk.pl/?id=serwety  

 Moja serweta wygląda tak:






Jeszcze jedna serwetka tym razem trochę mniejsza wzór również z ,,Moje robótki", niestety nie pamiętam numeru



A tutaj troszkę już wysłużone (bo sprzed dwóch lat)  kotki mojej najstarszej córki Kasi, która jest wielką miłośniczką kociaków wszelakiego gatunku




środa, 27 czerwca 2012

Koleżanka poprosiła mnie niedawno o zrobienie małych misiaczków jako ozdób do bukietu dla dziewczynki idącej w parze z chłopcem niosącym obrączki.
 
 
Niestety nie zdążyłam już zrobić zdjęcia całości więc misiaczki nietety bez ubranek.

wtorek, 26 czerwca 2012

Za oknem niezbyt zachęcająca pogoda, skorzystam więc z rzadkiej okazji i nadgonię trochę zaległości w pisaniu.
Od maja minęło trochę czasu, a ponieważ nie lubię bezczynnie odpoczywać wydziergałam w międzyczasie serwetkę dla kuzynki na nowe mieszkanie, a właściwie na całkiem okazały domek. Serwetka się podobała co bardzo mnie cieszy.




Dwa miesiące temu skończyłam wreszcie wymarzoną firankę. Schemat znalazłam w internecie chyba dwa lata temu, ale dopiero minionej zimy udało mi się za nią wziąć. Firanka jest dwuczęściowa, czyli góra i zazdroska.

 
Kuchnia jest mała więc ciężko zrobić zdjęcie całości.

 
 A z bliska wygląda tak:


Na początek coś co robiłam ostatnio, czyli na początku maja, a więc tort na komunię mojego synka najmłodszego z całej mojej trójeczki. Ponieważ zawsze poszukuję nowych rozwiązań, tak było i tym razem.I tak znalazłam wspaniały przepis na lukier http://www.youtube.com/watch?v=5s7JUL6lxMA&noredirect=1
W efekcie powstał taki oto torcik 



Początek

26 czerwiec 2012

Witam serdecznie wszystkich, którzy szperając w sieci przypadkowo lub też nie znajdą się na moim blogu.         
Zabierałam się do niego bardzo długo to z braku czasu albo też z innych przyczyn.
Ale wreszcie się udało

Troszkę o mnie.
Mieszkam w małej miejscowości i można powiedzieć, że prawie w centrum kraju.Uwielbiam naturę i wszystko co z nią związane. Lubię ciągle poznawać i uczyć się .Od dzieciństwa  miałam styczność z rękodziełem ludowym, ze względu na okolicę w której mieszkam, więc  chyba nikogo z moich znajomych nie dziwi moje zamiłowanie do tego typu rzeczy. Myślę, że ta moja pasja do robótek różnego rodzaju zaczęła się w dzieciństwie. Pamiętam dobrze, że kiedy odwiedzała mnie babcia-mama taty (niestety już nie ma jej z nami)- to zawsze w swoim podręcznym tobołku miała jakąś zaczętą serwetkę. Uwielbiałam patrzeć jak te serwetki robiła...Tak po protu z głowy, bez schematu. Marzyłam wtedy, żeby kiedyś też tak umieć... I tak sobie myślę, że chyba umiem...
Jako, że jestem osobą, która ciągle chce się uczyć czegoś nowego, to podczas wyjazdów do drugiej babci podpatrzyłam jak dzierga wełniane skarpetki. Oczywiście nie zabrałam się od razu do skarpetek, ale podczas jednych z zimowych ferii zrobiłam swoją pierwszą robótkę na drutach- opaskę na włosy .
 Później w szkole na zajęciach technicznych była jeszcze makrama i inne rzeczy...
Oczywiście muszę wspomnieć również o mojej mamie, z zawodu krawcowej. Zawsze z podziwem patrzyłam jak wyczarowuje niczym wróżka piękne sukienki, spódniczki, bluzeczki i całą resztę kolorowych i przydatnych rzeczy .
I jeszcze ciocia znad morza, która podarowała mamie trzy serwetki wyszyte haftem kaszubskim i oczywiście z jej pomocą nauczyłam się haftu.
Ciągle spotykam na swojej drodze ludzi, od których tyle można się nauczyć...
Na koniec coś co skradło od razu moje serce, a mianowicie frywolitka czyli koronka czółenkowa. Oczarowała mnie od samego początku. Pamiętam jak marzyłam o czółenku, którego w moim miasteczku nie mogłam znaleźć w żadnej pasmanterii, bo nikt nie słyszał o czymś takim. Wreszcie pewnego dnia pan z pasmanterii wyszperał coś, co jak się okazało było właśnie tym moim wymarzonym czółenkiem. I tak się zaczęła moja przygoda z supełkami i trwa nadal.
  Przez te wszystkie lata  troszkę się tych różności nazbierało, dlatego postanowiłam się nimi troszkę pochwalić .

Tak doszliśmy do tego momentu. Oficjalnie zaczęłam prowadzić bloga. Jeśli ktoś zechce mi towarzyszyć i czasem zajrzy tutaj , to będzie mi bardzo miło