A propos tego ostatniego to wczoraj wymarzyły sobie pizzę domowej roboty i cóż było robić. Zakasałam rękawy i do dzieła. Oczywiście dla moich łakomczuchów jedna to za mało, więc a co mi tam szkodzi machnęłam od razu dwie
A teraz do pieca na trzy zdrowaśki i czekamy...
No i proszę , już jest jedzonko...
Po obiadku miał być krótki odpoczynek, ale zrobił się bardzo króciutki bo mój małżonek przytargał do domu nie za duże i nie za małe wiadereczko z taką oto zawartością :
czyż nie są śliczne |
Tak więc popijając sobie poobiednią kawkę zabrałam się za obieranie
grzybków. I tu niespodzianka... dołączyła moja najstarsza córa ( o
kurcze nie spodziewałam się tego po niej, tym bardziej że to w większości maślaki
) i zaoferowała swoją pomoc. W pierwszej chwili pomyślałam,oho pewnie
ma jakiś interes do mnie, ale nie . Stwierdziła bowiem, że i tak
niedługo idzie na dyskotekę inaugurującą pierwszy rok w gimnazjum czyli
coś jakby ,,kocenie", więc na razie nie opłaca jej się zasiadać do
lekcji. No i obieranie poszło szybciuteńko, grzybki grzecznie
powędrowały na suszarkę, córcia do szkoły, a ja do testów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz