piątek, 16 sierpnia 2013

Ważnych jest kilka tych chwil tych na które czekamy...

Te słowa chyba najbardziej oddają to co wydarzyło się w ciągu kilku ostatnich dni. Bo właśnie na te pięć krótkich dni czekaliśmy cały rok, nie mając pewności czy nastąpią czy też nie. Ale jednak nasze modlitwy zostały wysłuchane i mogliśmy cała rodziną pielgrzymować już po raz czwarty na Jasną Górę. Całe szczęście nasze dzieciaczki nie zraziły się po pierwszym razie i nie straszny im ból nóg, deszcz, czy czasami pojawiające się z znienacka bąbelki. Zapytane po pierwszej pielgrzymce co wybierają na drugi rok: morze czy pielgrzymkę odpowiedziały oczywiście że idziemy do Częstochowy. Atmosfera wspólnoty i miejsca wzięły górę.
Aby wyruszyć na pielgrzymkę oczywiście trzeba się najpierw spakować i to mały wycinek tejże czynności czyli dzień poprzedzający jak się łatwo domyślić.


A następnego dnia ...wyruszmy

I śpiew od czoła jak mówi ks. Przewodnik czyli : Dwójeczka to my, to my.....

Trzeci odpoczynek w pierwszy dzień naszej wspólnej wędrówki czyli Paradyż, gdzie zawsze wracamy z sentymentem



Wieczorem niestety nie udało nam się zrobić żadnych zdjęć, gdyż zaraz po rozłożenie namiotu (trochę przyśpieszonym zresztą)  zaczęła się burza i nie było obiecanego wieczorku zapoznawczego. Burza była niezła i trwała przez całą prawą noc ale po afrykańskich upałach należało się tego spodziewać. Na szczęście namiot wytrwał do do rana i nie popłynęliśmy w siną dal, a nawet się wyspaliśmy. Rano było już całkiem nieźle bo nie padało więc można było wyruszyć w dalszą drogę.Jak widać choć jeszcze nie pada ale jesteśmy już przygotowani na taką ewentualność.




Niestety zgodnie z przewidywaniami i znakami na niebie tradycyjnie na odcinku ze Skórkowic dopadła nas ulewa i w porze obiadu  chcąc nie chcąc musieliśmy się suszyć. Do wieczora szczęśliwie już wysuszeni doszliśmy do drugiego noclegu. Pogoda w końcu dopisała i odbył się wreszcie wieczorek zapoznawczo-pogodny. Najmłodszy oczywiście w swoim żywiole jak widać na załączonym poniżej zdjęciu





I trzeci dzień rano: 




Na początku troszkę chłodno ale jak wyruszymy to się rozgrzejemy . Tak więc w drogę. Idziemy już trzeci dzień więc odczuwamy trochę nasze nóżki i mamy podejrzenia, że chyba robią nam się bąbelki. Ale co tam wieczorem dojdziemy do jednego z ulubionych noclegów naszych dzieciaków. W tym roku wyjątkowo im się podobał, bo rozbiliśmy namiot na podwórku srażackim. Było przytulnie i znalazły się dodatkowe atrakcje:żabki, które moje pociechy wypatrzą wszędzie




Żabka moro była hitem




Prawie jak pierścionek


W międzyczasie jeszcze kolacja, wieczorna toaleta i potwierdzenie przy tym faktu zaistnienia bąbelków. Tak więc dodaliśmy jeszcze smarowanie maścią na odciski, plasterek i można było pójść spać przy dźwiękach śpiewających świerszczy.

Widok z namiotu
Zachód słońca


Nieuchronnie zbliżał się dzień czwarty i zaczęła nam świtać myśl, że niedługo koniec.
Pogoda była piękna więc płaszczyki powędrowały do bagaży, a my w drogę.
Właśnie zdałam sobie sprawę, że większość zdjęć robiliśmy wieczorami, ale idąc jakoś tak nie myśleliśmy o fotografowaniu.
Tak więc teraz będzie czwarty i ostatni już niestety nocleg.

Czekoladka na wzmocnienie

 Jeszcze trochę szaleństwa na pożegnalnym wieczorku pogodnym(niestety nie zrobiliśmy zdjątek, bo aparat skupił się na motolotni latającej nad polem namiotowym)








 i odrobinę snu( bo pobudka o trzeciej rano) składanie namiotu po ciemku i 15 km biego- marszu do Mstowa. Tam Msza Św. z udziałem biskupa i wymarsz na Przeprośną Górkę, gdzie następują ostatnie poprawki w uczesaniu i strojach. Tu wypada mi dodać, że nasza grupa kontynuując tradycję wchodzi w niewielkiej wprawdzie części, ale jednak ubrana w stroje ludowe czyli opoczyńskie.


 Ci którzy niestety nie mają takiegoż stroju starają się mieć na sobie coś żółtego. Żółta dwójka zobowiązuje prawda?
Chociaż bolą nogi i przypominają się bąbelki, to radośnie idziemy do celu naszej wędrówki.





I aż szkoda,że to już koniec. Oczywiście nasze dzieciaki jeszcze przed dojściem mają plany, że za rok też pójdziemy( wcale im się nie dziwię, bo zaczynałam w podobnym wieku i wiem jak to jest, bo to był mój 15 raz). No cóż zobaczymy czy damy radę iść piąty raz całą rodziną....

Jesteśmy u celu













wtorek, 30 lipca 2013

Urodziny

Urodziny i imieniny były pretekstem do stworzenia wspólnego dzieła zwanego tortem. Motywem przewodnim (wymyślonym przez najstarszą córę) są króliczki. Podział zadań następujący: ja - biszkopt ,krem i masa cukrowa, moje pociechy wykonanie króliczków i całej reszty. Zjedzony bez ociągania...
Krem robiłam pierwszy raz w tej wersji - mianowicie ze śmietany i białej czekolady, dodałam świeże jagody. Zdaje się, że smakował, bo zniknął zadziwiająco szybko.











czwartek, 11 lipca 2013

Powrót frywolitki

Takie małe co nieco bo i czasu jak na lekarstwo. Niby dzień długi a jakoś tego nie odczuwam. Udało mi się jednak znaleźć czas na kolczyki i przy okazji nauczyłam się jak wplatać koralik w środek kółeczka. A na dowód zrobione na szybko zdjęcie niezbyt dobrej jakości bo przy świetle, ale jutro wrzucę lepsze







I jeszcze dzieło mojej najstarszej ...taka strasznie kreatywna z niej osóbka



środa, 19 czerwca 2013

Króliczki

to nowa pasja moich pociech. Wprawdzie nie u nas tylko u moich rodziców, ale mobilizacja do odwiedzin babci i dziadka jakby wzrosła i co dzień moje mróweczki idą w odwiedziny. Króliczki są przesłodkie więc wcale się nie dziwię

Tutaj maleństwa z mamą





 
 
Oczywiście każdy króliczek ma swoje imię i właściciela
Przy okazji oprócz króliczków na zdjęcia załapał się również ogródek moich rodziców, a to za sprawą mojej najstarszej - wielkiej pasjonatki fotografowania.









I na koniec jeszcze spóźnione odrobinę zdjęcie z dnia mamy u najmłodszego. A było warto pójść . ,,Hamlet" w wykonaniu trzecioklasistów - wrażenia niesamowite, płakaliśmy ze śmiechu. Dzieci były wspaniałe - wychowawczyni stanęła na wysokości zadania.
A od synka dostałam ślicznego gerbera i pięknie wyrecytowany wierszyk

środa, 29 maja 2013

Bluzeczka od góry skończona

Wiosna to u mnie taka pora, że wciąż brakuje mi czasu. Może to kwestia cieplejszych dni (choć ostatnio nie bardzo ciepłych), czy też tego, że po zimie trzeba uzupełnić garderobę szczególnie dziecięcą (co przy dwóch dorastających pannach wymaga przejścia wielu kilometrów i nieludzkiej cierpliwości). Nie wiadomo jak to się dzieje, ale ciągle jestem w biegu .I już sobie myślę że mam właśnie chwilkę czasu dla siebie a tu słychać znów mamo!!!. No i już po wolnym czasie, wstaję, odkładam druty... Ale jednak parę razy udało mi się przechytrzyć moje trzy pociechy i drugą połowę i dokończyłam w końcu zaczętą jakiś czas temu bluzkę dla najstarszej. Pierwotnie miała być z golfem  i długim rękawem, ale się odwidziało... Jak wiosna to rękaw będzie króciutki (może i lepiej bo szybciej poszło).
Tak więc już skończona i nawet uchwycona na zdjęciach bluzeczka z bawełny


 
 I jeszcze muszę się koniecznie pochwalić moją najmłodszą latoroślą czyli moim synkiem kochanym. Otóż w niedzielę dostałam od niego super prezent na dzień mamy. Był jednym z laureatów konkursu as trzecich klas na szczeblu powiatowym. Zdjęcie robiłam z pewnej odległości i na dodatek komórką więc widać go z daleka niemniej duma mnie rozpierała....