sobota, 2 listopada 2013

Wspomnieniowo: 80-te urodziny babci

Wrzesień już wprawdzie minął, ale muszę do niego wrócić choćby na małą chwilkę.
Dlaczego? A no dlatego, że we wrześniu w naszej rodzinie obchodziliśmy bardzo miły jubileusz. Nie sposób o nim nie wspomnieć bo też nie co dzień obchodzi się  80-te urodziny ukochanej babci.
A jak urodziny to oczywiście zjazd rodzinny. Spotkanie z bliskimi, wspomnienia... Tego chyba nie da się opisać słowami. Powiem tylko, że babcia będąca członkinią koła gospodyń jest całkiem nowoczesną babcią,która jak najbardziej odnajduje się w nowoczesnym świecie.



 
 Uroczystość odbyła się w starej szkole, będącej teraz siedzibą tegoż koła. Były śpiewy i tańce, rozmowy, wspomnienia i aż żal było się rozstawać.


I jeszcze parę fotek z okolicy w której mieszka babcia, gdzie spędzałam jako dziecko każde wakacje, ferie i wiele świąt i innych uroczystości. W tym właśnie domu nauczyłam się robić na drutach i tam spędzałam szczęśliwe chwile jako dziecko. Ach cóż to były za czasy... Czas płynął jakby wolniej...Pamiętam wakacje kiedy było nas  pełne podwórko dzieci, zbieraliśmy na wyścigi jagody, łaziliśmy po drzewach ...Po każdym pobycie u babci wracałam naładowana dobrymi emocjami, które powodowały że życie wydawało się zawsze piękne.














piątek, 16 sierpnia 2013

Ważnych jest kilka tych chwil tych na które czekamy...

Te słowa chyba najbardziej oddają to co wydarzyło się w ciągu kilku ostatnich dni. Bo właśnie na te pięć krótkich dni czekaliśmy cały rok, nie mając pewności czy nastąpią czy też nie. Ale jednak nasze modlitwy zostały wysłuchane i mogliśmy cała rodziną pielgrzymować już po raz czwarty na Jasną Górę. Całe szczęście nasze dzieciaczki nie zraziły się po pierwszym razie i nie straszny im ból nóg, deszcz, czy czasami pojawiające się z znienacka bąbelki. Zapytane po pierwszej pielgrzymce co wybierają na drugi rok: morze czy pielgrzymkę odpowiedziały oczywiście że idziemy do Częstochowy. Atmosfera wspólnoty i miejsca wzięły górę.
Aby wyruszyć na pielgrzymkę oczywiście trzeba się najpierw spakować i to mały wycinek tejże czynności czyli dzień poprzedzający jak się łatwo domyślić.


A następnego dnia ...wyruszmy

I śpiew od czoła jak mówi ks. Przewodnik czyli : Dwójeczka to my, to my.....

Trzeci odpoczynek w pierwszy dzień naszej wspólnej wędrówki czyli Paradyż, gdzie zawsze wracamy z sentymentem



Wieczorem niestety nie udało nam się zrobić żadnych zdjęć, gdyż zaraz po rozłożenie namiotu (trochę przyśpieszonym zresztą)  zaczęła się burza i nie było obiecanego wieczorku zapoznawczego. Burza była niezła i trwała przez całą prawą noc ale po afrykańskich upałach należało się tego spodziewać. Na szczęście namiot wytrwał do do rana i nie popłynęliśmy w siną dal, a nawet się wyspaliśmy. Rano było już całkiem nieźle bo nie padało więc można było wyruszyć w dalszą drogę.Jak widać choć jeszcze nie pada ale jesteśmy już przygotowani na taką ewentualność.




Niestety zgodnie z przewidywaniami i znakami na niebie tradycyjnie na odcinku ze Skórkowic dopadła nas ulewa i w porze obiadu  chcąc nie chcąc musieliśmy się suszyć. Do wieczora szczęśliwie już wysuszeni doszliśmy do drugiego noclegu. Pogoda w końcu dopisała i odbył się wreszcie wieczorek zapoznawczo-pogodny. Najmłodszy oczywiście w swoim żywiole jak widać na załączonym poniżej zdjęciu





I trzeci dzień rano: 




Na początku troszkę chłodno ale jak wyruszymy to się rozgrzejemy . Tak więc w drogę. Idziemy już trzeci dzień więc odczuwamy trochę nasze nóżki i mamy podejrzenia, że chyba robią nam się bąbelki. Ale co tam wieczorem dojdziemy do jednego z ulubionych noclegów naszych dzieciaków. W tym roku wyjątkowo im się podobał, bo rozbiliśmy namiot na podwórku srażackim. Było przytulnie i znalazły się dodatkowe atrakcje:żabki, które moje pociechy wypatrzą wszędzie




Żabka moro była hitem




Prawie jak pierścionek


W międzyczasie jeszcze kolacja, wieczorna toaleta i potwierdzenie przy tym faktu zaistnienia bąbelków. Tak więc dodaliśmy jeszcze smarowanie maścią na odciski, plasterek i można było pójść spać przy dźwiękach śpiewających świerszczy.

Widok z namiotu
Zachód słońca


Nieuchronnie zbliżał się dzień czwarty i zaczęła nam świtać myśl, że niedługo koniec.
Pogoda była piękna więc płaszczyki powędrowały do bagaży, a my w drogę.
Właśnie zdałam sobie sprawę, że większość zdjęć robiliśmy wieczorami, ale idąc jakoś tak nie myśleliśmy o fotografowaniu.
Tak więc teraz będzie czwarty i ostatni już niestety nocleg.

Czekoladka na wzmocnienie

 Jeszcze trochę szaleństwa na pożegnalnym wieczorku pogodnym(niestety nie zrobiliśmy zdjątek, bo aparat skupił się na motolotni latającej nad polem namiotowym)








 i odrobinę snu( bo pobudka o trzeciej rano) składanie namiotu po ciemku i 15 km biego- marszu do Mstowa. Tam Msza Św. z udziałem biskupa i wymarsz na Przeprośną Górkę, gdzie następują ostatnie poprawki w uczesaniu i strojach. Tu wypada mi dodać, że nasza grupa kontynuując tradycję wchodzi w niewielkiej wprawdzie części, ale jednak ubrana w stroje ludowe czyli opoczyńskie.


 Ci którzy niestety nie mają takiegoż stroju starają się mieć na sobie coś żółtego. Żółta dwójka zobowiązuje prawda?
Chociaż bolą nogi i przypominają się bąbelki, to radośnie idziemy do celu naszej wędrówki.





I aż szkoda,że to już koniec. Oczywiście nasze dzieciaki jeszcze przed dojściem mają plany, że za rok też pójdziemy( wcale im się nie dziwię, bo zaczynałam w podobnym wieku i wiem jak to jest, bo to był mój 15 raz). No cóż zobaczymy czy damy radę iść piąty raz całą rodziną....

Jesteśmy u celu













wtorek, 30 lipca 2013

Urodziny

Urodziny i imieniny były pretekstem do stworzenia wspólnego dzieła zwanego tortem. Motywem przewodnim (wymyślonym przez najstarszą córę) są króliczki. Podział zadań następujący: ja - biszkopt ,krem i masa cukrowa, moje pociechy wykonanie króliczków i całej reszty. Zjedzony bez ociągania...
Krem robiłam pierwszy raz w tej wersji - mianowicie ze śmietany i białej czekolady, dodałam świeże jagody. Zdaje się, że smakował, bo zniknął zadziwiająco szybko.